piątek, 21 maja 2010
Z nurtem rzeki
Byłam wczoraj nad rzeką. Obserwowałam wówczas dwie butelki po piwie, kołyszące się w rytm nurtu. W pewnej chwili jedna z nich stanęła, wstrzymana przeszkodą w postaci przybrzeżnego głazu, druga zaś dryfowała nadal. Kiedy dotarła do tej stojącej przy głazie, stuknęła o nią w niemym toaście, po czym popłynęła dalej. Przyszła mi na myśl refleksja o nas, ludziach: jak to jest, że jedni stają wpół drogi, wstrzymani wielkim głazem, który nagle im tę drogę zastąpił, a drudzy mijają ich i podążają dalej, zatrzymując się obok nich tylko po to, by wznieść toast? Przecież bardzo często jest tak, że ci, którzy popłynęli dalej, mogli zrobić to tylko dlatego, że głaz już wcześniej zatrzymał kogoś w biegu i nie było przy nim miejsca na dwie osoby. I jest to jedyny powód, dla którego to nie oni utknęli w miejscu, unieruchomieni i bezsilni. Nie osądzajmy pogrążonych w marazmie i unieruchomionych przez jakąś życiową przeszkodę. Nikt mi nie wmówi, że są sami sobie winni. Jakże często jest to niezależne od nas...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz