My, Kobiety, kochamy Drani.
Jesteśmy gotowe dla nich przejść setki mil. Jesteśmy gotowe w imię miłości pracować dniami i nocami, aż upadniemy na ziemię nieprzytomne albo nawet martwe.Jesteśmy gotowe dla nich okaleczać nasze ciała w gabinetach chirurgów plastycznych tylko dlatego, że nie kochają nas takimi, jakimi jesteśmy. Jesteśmy gotowe dla nich skonać z głodu, bo lubią, kiedy jesteśmy wiotkie jak wierzbowe gałązki. Jesteśmy gotowe dla nich mieszkać w przyczepie, wśród zapleśniałych ścian i wierzyć przy tym, że mieszkamy w pałacu. Jesteśmy gotowe dla nich porzucić rodziny, przyjaciół, swoje zasady, swój rozsądek, swoje zainteresowania i pasje. Jesteśmy gotowe czekać na nich, gdziekolwiek i jak długo są i przyjmować ich potem z otwartymi ramionami, jakby robili nam łaskę swoim powrotem. Jesteśmy gotowe wierzyć w każde ich kłamstwo, choć gołym okiem widać, że przeczy to jakiejkolwiek logice. Jesteśmy gotowe warować u ich nóg jak psy i wpatrywać się im w oczy, wyczekując życzeń do spełnienia. Jesteśmy gotowe okazywać im zawsze nasz podziw i oddanie. Jesteśmy gotowe czuwać przy ich łóżkach dzień i noc, bo zachowują się jak konający, choć widać, że to zwykłe przeziębienie. Jesteśmy gotowe na ciągłe rozstania i powroty. Jesteśmy gotowe na odsłonięcie przed nimi naszych delikatnych serc i wystawienie ich na zranienie, oplucie, zniewagę, rozszarpanie. Jesteśmy gotowe ufać im i za każdym razem doznawać zawodu, gdy okazują się tchórzami, niedojrzałymi szczeniakami lub cynicznymi palantami. Jesteśmy gotowe niczego już nie pragnąć, o niczym już nie marzyć, niczego już nie żałować – najważniejsze, by oni byli szczęśliwi, bo to, czego my pragniemy, o czym marzymy i co nas boli, nie ma już żadnego znaczenia. Jesteśmy gotowe odłożyć na bok naszą kruchość i stać się twarde, wręcz nienaturalnie skamieniałe, kiedy oni okazują się nieudacznikami – wtedy po prostu przeżywamy za nich ich życie, a oni w tym czasie pasywnie spoczywają przed telewizorami, od czasu do czasu dając znak życia, gdy skończy im się piwo. Jesteśmy gotowe same nosić sobie zakupy, naprawiać krany, przestawiać meble, być jednocześnie matkami i ojcami, podczas gdy oni są nieobecni, zatopieni w swoich myślach lub w swej bezmyślności, gdy nie oglądają już nawet telewizji, tylko przesiadują w garażu, rozmawiają z kumplami o dupie Maryny albo zwyczajnie, jak ćwierćinteligenci, gapią się w przestrzeń z otwartymi gębami. Jesteśmy gotowe nie tylko zrezygnować z ich pomocy i szukania w nich oparcia, ale same stać się oparciem dla nich. Jesteśmy gotowe służyć im za darmo, nie licząc nawet na głupie „dziękuję”, bo wiemy, że bez nas utonęliby w śmieciach, zdechliby z głodu, zniknęliby pod rosnącą stertą brudnych naczyń i nosiliby przez miesiąc te same skarpetki. Jesteśmy gotowe pogodzić się ze wszystkim, przygasnąć, wyblaknąć i zszarzeć, mieć oczy wypłowiałe od łez i nie czynić im żadnych wyrzutów, tylko cieszyć się, że w ogóle wrócili do domu albo że nadal pozostają w miejscu, w którym zostawiłyśmy ich rano, wychodząc do pracy. Jesteśmy z miłości do nich gotowe na wszystko. Nie ma takiego poświęcenia, na jakie byśmy się dla nich nie zdobyły.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz