Szszęście i cierpienie nie wykluczają się nawzajem. Szszęście nie neguje cierpienia, wprost przeciwnie: widzi je i doświadcza go, ale zamiast dać się wciągnąć w pułapkę smutku i rozpaczy, przekuwa je w złoto doświadczeń i życiowej mądrości. Szczęście nie jest nienaturalnym, sztucznie podtrzymywanym stanem euforycznym; cierpienie nie jest ciężarem nie do udźwignięcia, który paraliżuje i obezwładnia (bo nigdy nie zostajemy obarczeni ciężarem ponad nasze siły). Bez cierpienia szszęście nie byłoby pełne - może być takie dopiero wówczas, gdy zapłacona została za nie cena bólu. Cierpienie nie jest "pomimo" czy też "obok" szczęścia; szczęście mieści je w sobie.
Światło można dostrzec dopiero wtedy, gdy było się pogrążonym w ciemności; zachwyt poprzedzony bywa poczuciem bezsensu, a rozkoszowanie się każdą chwilą i życie pełnią życia czasem (nie generalizując) możliwe są dopiero wówczas, gdy spotka się na swej drodze chorobę lub nawet groźbę śmierci.
Szczęście nie jest głupkowatym ignorowaniem cierpienia, gdyż to czyniłoby je nieprawdziwą, mało przekonującą pozą. To nie tak: są straty, które trzeba opłakać, by można było kiedyś znów szczerze się śmiać; są rany, które trzeba boleśnie oczyścić i zdezynfekować, aby mogły się zagoić; są smutki, które trzeba przeżyć samotnie, aby można było wyjść znów do innych; są konsekwencje, które trzeba ponieść, aby można było nauczyć się czegoś.
Szczęście mamy w sobie. Nie jest ono jakimś wyimaginowanym, nieziemskim błogostanem, lecz umiejętnością radowania się tym, kim jesteśmy i czym dysponujemy tu i teraz. Szczęście pozwala uchwycić urodę życia w każdej jego chwili, pozwala poznawać to, co słodkie i to co gorzkie ze świadomością, że jedno i drugie jest cenne i potrzebne.
Szczęście jest wtedy, gdy po upadku, dziesiątym albo może nawet setnym z kolei - wstaje się w przekonaniu, że wciąż jeszcze jest sens próbować i zaczynać od nowa; jest ono wtedy, gdy po popełnieniu straszliwej gafy jest się zdolnym do śmiania się z siebie samego; jest ono i wówczas, gdy zna się swoje słabości i podchodzi się do siebie z łagodną miłością i życzliwością (nie mylić z pobłażliwością) i nie popada się w irytację i złość z powodu własnej nieudolności. Szczęściu nieobce jest poczucie humoru, nie zna ono natomiast ironii (która jest złośliwa) ani sarkazmu (który jest pełen agresji).
Szczęście to nie tylko zachwyt i zdumienie nad tym, co widzi się wokół siebie - to także pokora, miłosierdzie, łagodność, szacunek do każdego człowieka (nieważne, czy ma się do czynienia z profesorem, czy też z dzieckiem ulicy), otwartość serca i gotowość przyjęcia cierpienia, które przecież, choć wielokrotnie niezrozumiałe, na pewno ma jakiś cel.
Szczęśliwy człowiek jest gotów przyjąć to, co przyniesie życie, bez względu na to, ile będzie go to kosztowało; nie czuje strachu (a jeśli go czuje, to nie pozwala mu sobą zawładnąć) i nie obawia się strat, które mógłby ponieść, bo wie, że i one są wliczone w jego rozwój - przecież cebulka kwiatu musi pęknąć, aby roślina wykiełkowała, a później - rozkwitła.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz