Za oknem listopad, prawie grudzień, a jestem pełna wiosny
Świat zapada w sen, a ja tęsknię za dawnymi czasami, kiedy człowiek żył zgodnie z rytmem pór roku. Nie było elektryczności, więc chadzano na spoczynek o zmroku, po zachodzie słońca. W długie zimowe wieczory ludzie spotykali się na szatkowaniu kapusty, kobiety przędły lub pikowały kołdry... Opowiadano sobie wówczas różne historie, mniej lub bardziej prawdziwe. Ludzie byli sobie o wiele bliżsi niż teraz, nie było właściwie samotnych, bo dla każdego znalazło się miejsce przy ogniu... Ceniono starszych ludzi za mądrość ich lat, którą przekazywali następnym pokoleniom, pozostając do końca wśród bliskich. Nie były potrzebne żadne bezduszne instytucje, takie jak domy spokojnej (czy aby na pewno?) starości. Świat oszalał... Czy jesteśmy dzisiaj szczęśliwsi z naszymi zdobyczami techniki? Mamy elektryczność i środki komunikacji, które miały zbliżać ludzi, a zamiast tego ich oddalają od siebie... Rzadko już zdarza się, że patrzymy rozmówcy w oczy - zamiast tego patrzymy w ekran komputera. Nie mamy nawet czasu zatrzymać się, aby pogłaskać kota, powąchać kwiat, pocałować kochaną osobę... To, co miało pomóc nam w zyskaniu czasu, odebrało go. Tempo naszego życia nas zabija... Czy nie lepiej było, kiedy żyliśmy w zależności od rytmu dnia i nocy oraz pór roku? Zimą odpoczywała nie tylko przyroda, ale również człowiek, będący jej częścią... Był to trzymiesięczny spoczynek, podczas którego ziemia odnawiała swe siły po żniwach. Naprawdę, urlop, trwający 20 dni czy nawet miesiąc, to stanowczo za mało... Nie tak zostaliśmy zaprogramowani przez Boga....
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz