piątek, 21 maja 2010

Wielki Piątek

Dla mnie to właśnie Wielki Piątek, a nie żadne Walentynki, jest prawdziwym świętem Miłości.
Wyrazem tej miłości jest krzyż - Bóg pokochał nas tak mocno, że zapragnął wziąć na Siebie nasze ciężary i doznać wszystkich trudności, przez jakie przechodzi w swym życiu człowiek, ze śmiercią włącznie. W tym dniu Śmierć na krótko zatryumfowała - Jezus ją pokonał, bo jest Bogiem, a Bóg jest przecież Miłością.

To warte zapamiętania: miłość jest jedyną rzeczą, którą zabieramy ze sobą na tamten świat w stanie nienaruszonym. Nadzieja staje się spełnieniem, Wiara - pewnością; jedynie Miłość pozostaje Miłością. Miłość jest rdzeniem chrześcijaństwa. Myślę, że kiedy umrzemy, Bóg nie zapyta nas, jakiego byliśmy wyznania, nie będzie przyznawał dodatkowych punktów za bycie katolikiem, ani nawet za bycie Polakiem - katolikiem; nie, On zapyta nas tylko o jedno: czy kochaliśmy. I czy obdarzaliśmy tą miłością innych ludzi.

Tak, chodzi właśnie o te słowa: "Byłem głodny, a daliście mi jeść, byłem spragniony, a daliście mi pić...". Nie możemy ani przez chwilę ulegać złudnemu przekonaniu, że do osiągnięcia zjednoczenia z Bogiem w pełni wystarczy odmówienie pewnych formuł i wykonanie pewnych gestów liturgicznych.
One są potrzebne, ale bez miłości bliźniego są pustymi frazesami i teatralnymi gestami.

Chyba nigdy ani ja ani nikt inny nie będzie mieć dość miłości w sercu - chyba każdy ma takie odczucie, że kocha zbyt mało i jest to prawda. Ale nie załamujmy się - ten brak wypełnia Jezus. On kocha za nas tam, gdzie nam już brakuje miłości.


Twarz Jezusa, odtworzona na podstawie wizerunku z Całunu Turyńskiego

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz