piątek, 21 maja 2010

Szczur

Przez kilka dni mieliśmy w piwnicy szczura. Słyszałam nieraz, jak szeleści cichutko i chrobocze, więc postanowiłam go zobaczyć. Wróciłam do domu, wprowadziłam do piwnicy rower, zakradłam się cicho i...zapaliłam światło. Zobaczyłam go. Nie uciekł, bo nagły błysk światła go oślepił. Miałam okazję dobrze mu się przyjrzeć. Był rudawy, przez jego grzbiet biegła ciemna pręga, a jego czarne oczy lśniły jak koraliki. Siedział nastroszony, przypominał puchatą kulkę. Pomyślałam, że jest śliczny, że wcale nie ustępuje urodą gryzoniom, powszechnie uważanym za ładne, takim jak wiewiórka czy popielica. Nie rozumiem niechęci, jaką większość ludzi darzy szczury – rozumiem, że roznoszą choroby, że są zdolne zaatakować człowieka itd. itp., ale nie pojmuję, jak można swoją niechęć do szczurów argumentować tym, że są obrzydliwe i szpetne. Naocznie przekonałam się, że to nieprawda (nigdy wcześniej nie widziałam dzikiego szczura, a te hodowlane, białe i czerwonookie, nie podobały mi się). Po tym wszystkim nie zgodziłam się na zgładzenie szczura, nawet za pomocą kota (to jedyna metoda, którą wcześniej dopuszczałam). Otworzyłam wszystkie okna w piwnicy – po kilku dniach szczur odszedł wolno. Mam nadzieję, że właściciel piwnicy, do której się potem wprowadził, okazał się równie miłosierny...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz