piątek, 21 maja 2010

Szklane ryby




Podobno za komuny (ja już nie pamiętam tego zbytnio, ale znam to z opowieści rodziców, dziadków i trochę starszych znajomych) mile widzianym w domach bibelotem była szklana ryba. Musiała być koniecznie szklana i koniecznie musiała stać na telewizorze. Tak jak wszystko w tamtych czasach, raczej nie grzeszyła urodą i dziś uznanoby ją za kicz, ale należała wówczas do najbardziej pożądanych przedmiotów dekoracyjnych.

Właściwie nie miała żadnego praktycznego zastosowania, wartości artystycznej również nie... W czym więc tkwi tajemnica jej popularności? Pewnie właśnie w tym, że była bezużyteczna i że można było nabyć ją w czasach, kiedy po produkty pierwszej potrzeby stało się w tasiemcowych kolejkach. Ta jej niepraktyczność musiała dawać złudzenie wolności, jakie zawsze daje posiadanie czegoś ładnego i bezużytecznego albo... tylko bezużytecznego. Zaspokojenie podstawowych potrzeb pozwala po prostu godnie żyć, a pozwolenie sobie na coś jeszcze, coś ponad te potrzeby, sprawia, że czujemy się niejako uszlachetnieni – trzeba pamiętać, że w epoce szklanych ryb godne życie było czymś abstrakcyjnym, nie mówiąc już o liczeniu się z potrzebą wrażeń estetycznych.

Jeśli ktoś chciał otaczać się pięknem, z miejsca podejrzewano go o hołdowanie burżuazyjnym obyczajom i dekadenckim pomysłom międzywojnia; pewnie dlatego tzw. szary obywatel musiał zadowalać się opakowanym w gazetę mięsem drugiej świeżości (i to tylko wtedy, gdy wspomniane mięso przypadkiem było w sklepie) i szarością ulic, a na takie luksusy jak pomarańcze mógł sobie pozwolić tylko w Święta Bożego Narodzenia (kiedy indziej ich nie było w sklepach).

Szklana ryba była symbolem piękna, które zwykłemu obywatelowi nie przysługiwało. Była tą odrobiną luksusu, na którą sobie pozwalał, choć musiał od świtu stać w kolejce, aby kupić chleb, a jeśli nie zrobił tego w piątek rano, przez całą sobotę i niedzielę musiał obyć się bez chleba.
W szklanej rybie, jak w każdej innej ładnej i bezużytecznej rzeczy, zaklęty był powiew wolności, która pozwala zachwycać się sztuką i nie myśleć choć przez sekundę o tym, skąd weźmie się mięso, chleb czy cukier. I czy nie zostanie się uznanym za wroga ludu.

Może wspomniana szklana ryba była okazem kiczu, ale nim cokolwiek nazwiemy kiczowatym i skażemy na wieczne potępienie, warto pomyśleć, czy nie ma w tym jakiegoś drugiego dna...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz